poniedziałek, 14 maja 2012

campylobacter.

Miałam nie narzekać, ale no kurwaaaaaaa, serio. Japierdolekurwaaaa. Ok, od razu lepiej.
Jak się skończą te jebane rzeczy, które mnie stresują delikatnie, to pójdę do sklepu i kupię sobie baterię do laptopa. Smutno mi bez niej. Ogniwka sobie umarły na amen i nawet jak się je wymieni to nie działa. Cóż, takie czasy, że wszystko co się psuje trzeba wyrzucić do kosza, a nie naprawić. I kupić nowe. Najlepiej orginalne. Za dużo złotych polskich nowych, o tak. Eh.
I jeszcze z takich nieprzymusowych rzeczy toooo, to chcę sobie kupić taki tam utrwalacz do tapety. To znaczy, konkretnie do oczu, a raczej do kresek, które będę malować cieniem na powiekach :) Upatrzyłam sobie już nawet taki jeden, który podobno jest fajny i w sumie niedrogi. No, bo nie chwaliłam się, aleee na moje cudowne tegoroczne 18 urodziny, dostałam od dziewczyn moich cienie piękne cudowne wspaniałe z Inglota i śmieszny zakrzywiony pędzelek także stamtąd. Cienie mają kolory takie: żółty, pomarańczowy, malinowy, zielony i niebieski. I są idealne na lato. No i właśnie do nich, i do tego pędzelka potrzebuję utrwalacza do kresek. Tak.
A tak w ogóle skoro już się chwalę, to z urodzinowych prezentów dostałam jeszcze Prawo Dżungli. Czyli grę w totem. Odkąd pierwszy raz w nią zagrałam, to chciałam ją mieć. I MAM.
No i najpiękniejszy i najukochańszy prezent to koszulka od mojego M. Jest taka mega, że się nią tu nie pochwalę, bo może ktoś to czyta i nie będzie zaskoczony jak ją już zobaczy. A ona musi wywoływać efekt zaskoczenia i "O, ale masz fajną koszulkę!", bo inaczej byłoby bez sensu. Taka jest fajna. Jak ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz