poniedziałek, 12 listopada 2012

skin too tight and eyes like marbles.

Ano. Piszę tu znowu, bo muszę się uczyć. No nietrudno zgadnąć, nietrudno. Tzn, uczyłam się już wczoraj (to jest, powtarzałam bo teoretyczna derma była przecież ojezo przed świętem trupa) i liczę cały czas na to, że mi to wystarczy do w miarę bezproblemowego zaliczenia jutro egzaminu praktycznego. Yaaay, ale nie narzekam, co to to nie.

Co do narzekania, to w zasadzie ono skłoniło mnie do napisania (chciałam napisać "pierdolnięcia", ale dobra tam, będę kulturalna) tej notki. Wchodzę sobie na fejsbuka a tam narzekanie, że omatkocórkojezuchrzyste tyle nauki na tych studiach. Nie będę żyć/wychodzić z domu/jeść/spać bo ten drugi rok to taki ciężki że japierdolę. Srsly, guyz, nie ma to jak stwarzanie sobie samemu problemów i budowanie chorej otoczki wokół wielkich studiów jakimi jest przecież MEDYCYNA. Nie chcę przez to powiedzieć, że jest tego mało, dlatego, że zasadniczo to nie jest, ale na cholerę narzekać wszędzie dookoła i publicznie. Chyba tylko licząc na to, że ktoś pogłaszcze po główce i powie, że ojojojojoj jakie ty masz trudne te studia, jaki ty jesteś mądry, ile się musisz uczyć o mamo... Aaaa no wkurwia mnie to, tak tylko chciałam pomarudzić. No ja też narzekam że mi się nie chce, ale no nie wiem, nie zamierzam publicznie deklarować rezygnacji z życia prywatnego w jakimkolwiek aspekcie, BO MAM TAKIE CIĘŻKIE STUDIA I JESTĘ TAKA MĄDRA.
Dobra, już, już, koniec, wylałam swoje frustracje.

Hihi, jak mi się będzie chciało to odbiorę sobie jutro bilet na koncerciwo. Taki jest plan. Pójdę sobie na zajęcia, potem na egzamin, a potem w nagrodę odbiorę wejściówkę. No ok, pochwalę się, w marcu w Polszy grajo Mumfordzi i w sumie to muszę tam być. Od kiedy się dowiedziałam to musiałam. Chcę, chcę, chcę. I jaram się jak gimnazjalistka, autentycznie. Już dawno temu sobie zadeklarowałam, że jak będą u nas, to idę. Niezależnie od ceny. I w sumie cena dosyć wysoka jak na moje ograniczone finanse (88 zł), ale tak naprawdę niewysoka w stosunku do klasy zespołu. Że zagramaniczny i no taki fejmowy. Taki np. Roguc (dotknij mnie ręką schodzącą w mrok) sobie liczy koło 5 dyszek za koncert, więc ten no, nieźle. Swoją drogą chyba musieliby mi dopłacić, żebym chciała zobaczyć Comę na żywo. No, ale dobra, dosyć dissów na słabą muzykę i grafomańskie teksty.

Aaaa i dostaję tyle jedzenia. Mój M. podarował mi oliwki z pastą tuńczykową w środku, jeszcze ich nie zaczęłam zjadać, ale na pewno są super, oliwki są super <3  A od brate dostałam karmel w czekoladzie, planuje się nim podzielić z mym lubym, bo sama mam jeść takie frykasy, toż to nie po bożemu (no i ma cholerstwo aż 155 kcal w 28 g). Jak to przeczyta dziś, to będzie wiedział, że dostanie słodycza, a jak nie przeczyta to będzie niespodziewanka. Wszyscy lubią niespodziewanki.

Tabdabadam, to jeszcze music video na koniec. Wzruszające dosyć jest. Miałam łzy w oczach jak oglądałam.



PS. Co do drugiego roku studiów, to tak z 2/3 przechlałam. Pozdrawiam.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz