poniedziałek, 29 sierpnia 2011

midnight in Radom.

Czerwone paznokcie, wygodne jeansy i żółty lekko za duży sweter.

Poranne pociągi do Radomia mają to do siebie, że są w miarę puste. I można się przejechać zdeklasowanym wagonem pierwszej klasy, co implikuje całkiem zajebiste warunki. Na stację PARYŻ dotarłam o godzinie 8:07, czyli o dziwo, nawet kilka minut przed czasem! (A może to po prostu mój zegarek źle działa). Budynek dworca prawdopodobnie kiedyś wyglądał imponująco, ale czasy swej świetności ma już dawno za sobą. Na stacji czekał na mnie sam Hemingway i wspólnie postanowiliśmy zacząć dobry dzień od dobrej kawy. Tożto przecież nie przystoi, by bohema rozpoczynała dzień o tak wczesnej porze. Kofeinowy strzał dał nam siłę do wyruszenia w miasto. Już na początku podróży zaskoczyło nas miejscowe kuriozum. Pewien pan, w stanie lekko półtrzeźwym postanowił oddać mocz na chodnik naprzeciw posterunku policji (stojąc na ulicy, celując w chodnik przez barierkę). What has been seen cannot be unseen, jak to mawiają na zachodzie. Dzielnie minęliśmy delikwenta, by oddać się mieszczańskim rozrywkom. Kino okazało się pomysłem najlepszym pod słońcem. Spacer po tutejszym deptaku pozwolił dotrzeć na porządny obiad w uroczym smoczym przybytku. Na miejscu spotkaliśmy Salvadora, szkicującego wielce dostojnego nosorożca, który w oczach miał łzy z wizerunkiem Chrystusa. Po długiej debacie na temat potencjalnego posiłku, postanowiliśmy zamówić nosorożcowe porcje naleśników z dużą ilością mięsa i czosnku naraz. Był to pomysł wspaniały, mój żołądek, jednakowoż powiększył się z pewnością do rozmiarów dorodnego arbuza tudzież innej dyni. Park wydawał się jedynym sensownym miejscem, w którym moglibyśmy zaznać kojącego odpoczynku. Byłoby to w stu procentach niemalże przyjemne miejsce, gdybyśmy tylko nie natknęli się na dziadka-kolarza znów oddającego mocz, przy parkowej alei. A dodam, że był to już trzeci przypadek tego dnia (o drugim nie chcę pisać, bo to dosyć traumatyczne przeżycie - od tej pory boję się siadać na ławeczkach w miejscach publicznych).

Wieczorem z kolei udałam się na pociąg powrotny. Przyznam, że lubię ten środek transportu, szczególnie w takie dni jak dziś. Widok zachodzącego słońca i nieba przysłoniętego czerwoną łuną, z okna wagonu, to widok wspaniały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz