sobota, 26 listopada 2011

mg deficiency.

Aaaaa, weekend bez kolokwium w perspektywie najbliższego tygodnia. To piękne uczucie. Spanie do 10. Jeszcze piękniejsze. 

Z newsów, to byłam wczoraj na imprezie i poczułam się trochę jak w liceum - przybyła cała nasza licealna warszawska paczka. To zabawne, że nikt z nas się chyba nie zmienił od tamtej pory... Chyba, bo może wszyscy się zmieniliśmy i po prostu tego nie zauważam :D Tak. I wróciliśmy po północy i przez M. zjadłam po powrocie chyba trylion ciastek (takie pieguskopodobne z lidla - btw, polecam). I masło orzechowe. Kawałek.

Kolejna śmieszna sprawa - zdiagnozowałam u siebie niedobór magnezu. Nie wiem ile w tym jest autosugestii, ile w tym jest prawdy, ale faktem obiektywnym jest że drży mi prawa dolna powieka. I może moja skłonność do depresji i rozdrażnienia też wynika z tego braku? W sumie wlewam w siebie hektolitry kawy, niespecjalnie porządnie się odżywiam, no i w dodatku jestem narażona na jakieśtam stresy. Także moja diagnoza może być nawet trafna! Zakupiłam zatem jakiś SuperekstraforteMagnez ze 100% dzienną dawką i zobaczymy, czy mi przejdzie. 

Idę biegać! Haha! O i gratis, taki mały cytat z M.: "Gdyby bóg chciał, żebyś biegała, to byłabyś czarna." No, pewnie tak. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz