niedziela, 18 marca 2012

wish i had a portal gun.

Uuuuuh, tyle wolnego czasu, aż tyleeeee. Boże, tyle mam zajęć cudownych, pięknych i ulubionych. Jeden luźny weekend, a tyle szczęścia.

Primo. Mam czas, żeby się ogarnąć. Pobiegałam sobie, poruszałam się - teraz mnie wszystko boli. Ale jest to piękny ból. Tak. Zajęłam się włosami, mam nadzieję, że moje nowe metody niedługo przyniosą jakieś pozytywne efekty. Traktuję moje kudły mianowicie miksem olejów (sojowy, jojoba, z pestek moreli, z pestek winogron, z avocado, makadamia, ze słdokiej pomarańczy, z nasion kiwi, z mandarynki...). Zobaczymy jak działa, na razie pachnie niesamowicie *_*  Fajnie byłoby mieć fryzurę jak z reklamy. Nie, nie tej z Krzyskiem Ibiszem.

Secundo. Mam czas na rozwijanie moich jakże prymitywnych hobby. Generalnie wzięłam się za zabawę w robienie kolczyków (tak, wiem, dziecinada, ale mnie to odpręża). Wczoraj udało mi się zrobić takie urocze z companion cubem <3 

Do szczęścia potrzebuję jeszcze portal guna.



Taak. Poza tym, to oddaję się oglądaniu filmów. Tzn, jak na razie obejrzałam jeden. Co do reszty, to się zastanowię. Mam w końcu 1000 pomysłów na minutę co do tego, co mogłabym robić. Aaaaa, do rzeczy. Co oglądałam? "Benny & Joon". Raaaaany, jaki ładny film. Dwa razy się prawie popłakałam. No dobra, trzy. Młody Johnny Depp jest tak bardzo niesamowity w roli Sama... Piękny, młody, zabawny, uroczy i lekko chory psychicznie. Taaak, młody Johnny Depp jest zawsze cudowny (tak samo jak w "What's eating Gilbert Grape"... awwww...) Wracając do tematu, w ogóle cała historia jest fajna. To jest dobry film, żeby poprawić sobie humor. Na takie niedzielne wiosenne popołudnie, jak dzisiejsze. W ogóle tak jaram się Johnnym Deppem, a ani słowem nie wspomniałam o młodym Aidanie Queenie w roli Benjamina (też soooo hot) i Mary Stuart Masterson w roli Joon. Mocno na plus. I soundtrack! Taaak, soundtrack. Najlepsza na świecie piosenka The Proclaimers.


Aż chce mi się bardziej żyć jak tego słucham. Serio. Kocham życie wtedy. Chłopcy, jeżeli nie wiecie jaki film obejrzeć ze swą lubą - polecam "Benny & Joon"
Rany, jak dobrze, że ja mam takiego swojego prywatnego Johnnego Deppa... <3

Tertio. Muzyka. Na nowo odkrywam Davida Bowiego. I jaram się The Proclaimers. I chcę do lat 90tych. Tam na pewno świeci słońce, a ludzie chodzą w dżinsach i za dużych bluzach. Chcę taaam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz