wtorek, 13 września 2011

fenomen sześćdziesięciu groszy.

Jak w tytule. Na czym polega? No taka przykładowa sytuacja. Idziemy sobie na przykład ulicą i podchodzi do nas taki przykładowy biedak. I odzywa się w te przykładowe słowy: "Jak tam zdrówko? Macie może 60 groszy?" Nie. "Albo papieroska?" Nie. No to druga sytuacja. Stoimy sobie przykładowo z drugą połówką i podchodzi taki pijaczek: "Hehe, szczęśliwi, macie może 60 groszy?" Nie. "Aaaa to ja powiem szczerze, nie wyglądacie na takich co nie mają." A ty nie wyglądasz na takiego, co nie może sobie zarobić. No, kurwa. I tak dalej, i tak dalej. Nie wiem, albo jakoś kiedyś tego nie dostrzegałam albo było tego żebrania o pinondze na piwo albo fajkę mniej. Eh, co za świat, nie chce mi się tego nawet komentować. I każdy żul chce dokładnie sześćdziesięciu groszy. Jedynym konkretnym moim wnioskiem w związku z tym jest to, że szlugi na sztuki kosztują już właśnie te 60 groszy. No, faje zdrożały.

Co jeszcze. A... Jak chodzę w wysokich butach to nie napierdala mnie stopa. To całkiem miłe. Niemiłe jest to, że coś mi łupie w biedrze łoj. No wrak człowieka. Idę jutro biegać, tak dłużej być nie będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz