wtorek, 13 grudnia 2011

distortion.

Miałam najpierw coś napisać, ale zrezygnowałam. Potem znowu chciałam i znowu zarzuciłam ten pomysł. No i finalnie, piszę. Skumulowało mi się w głowie trochę rzeczy do wyrzucenia z siebie, a tutaj mi najlepiej.

Po pierwsze i najsmutniejsze, niczego się dziś nie nauczyłam. Nawet perspektywa dwóch kolokwiów (czwartek/piątek) nie zmobilizowała mnie do walki. W ramach dzisiejszej ciężkiej pracy przespałam całe popołudnie po powrocie z diagnostyki. Te zajęcia pozbawiają mnie chęci do życia. Teraz zaś, w ramach kontynuacji hardkorowego uczenia się, kąpałam się przez całą godzinę. Nałożyłam na włosy po kolei chyba wszystkie specyfiki, które mam na swojej łazienkowej półce. Naiwna ciągle wierzę, że moje kudły kiedyś będą ładne, zdrowe i lśniące jak z reklamy. I lekko kręcone. I gęste. (Marzenia ściętej głowy.)

O, woda. Właśnie, chce mi się pić. Ostatnio ciągle chce mi się pić. Butelka wody prawie naraz, miliony herbat, etc, etc. Na pewno mam cukrzycę.
Oprócz tego, że ciągle chcę pić, to chcę ciągle czekolady. I jeszcze mięso by się przydało. Tak. A może to ciąża?

A teraz z zupełnie innej beczki. Rozczarowuję się ostatnio ludźmi... Ciągle i ciągle. Wiadomo, że nie wszystkimi, są jeszcze na tym świecie jednostki, którym ufać można, ale jakoś boleśnie przekonuję się coraz częściej, że ogromny kawał moich znajomych to fałszywe kurwy. To, co prawda, mocne słowa, ale cholera, zasługują. Nienawidzę knowań za plecami, nienawidzę obrabiania ludziom tyłków (a z drugiej strony uśmiechów i miłych słówek). No, kurwa. Umrzyjcie wszyscy.

Dla pocieszenia, taki jeden miły akcent dnia dzisiejszego. Uwaga, panie w dziekanacie, mimo, że we wtorki dziekanat jest nieczynny dla spraw studenckich z chęcią przyjęły ode mnie kartę egzaminacyjną (zeszłoroczną, okazało się, że zapomniałam jej oddać) i nie usłyszałam ani słowa dissu. To naprawdę kuriozum na miarę XXI wieku - przyjazny dziekanat.

No, ale żeby nie było tak różowo, znów czas na narzekanie. Eh. Odczuwam ewidentne zmęczenie materiału. Boli mnie głowa, chce mi się ciągle spać, NIE MOGĘ już się uczyć. Chcę wolne! Chcę cały weekend dla siebie, albo lepiej, cały weekend z M. Już dawno nie miałam beztrosko wolnego weekendu. Chyba zacznę mieć nieco wyjebane po całości, bo mi się rozum zaczyna buntować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz